autor: Anna Bańkowska
tytuł: Wiersze cytowane
wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa i Instytut Literatury
miejsce wydania: Warszawa
data wydania: listopad 2020
nr wydania: I
liczba stron: 96
format: 125×200 mm
numer ISBN: 978-83-66359-87-1 oraz 978-83-938439-9-2
rysunki: Dorota Suwalska
cena: 20,00 zł
Redakcja tomu: Andrzej Appel
Korekta: Małgorzata Strękowska-Zaremba
Projekt graficzny i skład: Tunia
Redakcja serii:
Piotr Müldner-Nieckowski
Anna Nasiłowska
Małgorzata Karolina Piekarska
O książce:
Niemal wszyscy zgadzają się, że tłumaczenie poezji wymaga specjalnych zdolności, a kto wie, czy nie ociera się o niemożliwość przeniesienia ulotnej esencji poetyckiej do innego języka, więc udaje się tylko nielicznym. Jeśli przekłada się utwory dawniejsze, do zwykłych wymagań dochodzą jeszcze kwestie rytmu, rymu, strofy. Niektóre utwory znamy już z innych tłumaczeń, otrzymujemy więc okazję do porównania ich nowej polskiej wersji z dawniejszymi i – oczywiście – z oryginałami.
Tłumaczenia poetyckie Anny Bańkowskiej są znakomite, jesteśmy szczęśliwi, że możemy się nimi podzielić z czytelnikami.
Anna Nasiłowska
Propozycja translatorska Anny Bańkowskiej to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Mamy bowiem do czynienia z – jak wyjaśnia Tłumaczka w przedmowie – antologią najczęściej cytowanych wierszy znanych autorów. Są to autorzy niemal wyłącznie anglojęzyczni, wybitni poeci różnych epok, reprezentowani tutaj utworami ponadczasowymi, wciąż żywymi w czytelniczym odbiorze. Może dziwić, że niektóre z tych wierszy nie doczekały się jeszcze polskich przekładów. Niniejsza książka wypełnia tę lukę.
Andrzej Appel
O autorce:
Anna Bańkowska urodziła się w 1940 roku w Warszawie. W 1964 roku ukończyła na UW polonistykę ze specjalnością językoznawczą. Do roku 1990 trudniła się edytorstwem, pracując m.in. w PIW-ie i Redakcji Słowników Języka Polskiego PWN, a także jako freelancerka. Od lat 90. zajmuje się przekładami literackimi (prozą, poezją, dramatem, literaturą faktu), współpracując z różnymi wydawnictwami. Ma na koncie ponad 70 publikacji, w tym autorską antologię My mamy kota na punkcie kota (Znak 2006). Od 1996 roku członkini SPP. Od 2009 roku członkini-założycielka (a od 2019 roku członkini honorowa) STL. W 2013 roku odznaczona brązowym medalem Gloria Artis.
Fragmenty:
Robert Burns
Dla tego mojego Kogoś
Serce mi krwawi, ach, nie śmiem wyznać,
Serce mi krwawi przez Kogoś.
Mógłbym noc całą zimową nie spać
Dla tego mojego Kogoś.
O hej, o ha, dla Kogoś!
O hej, o ha, dla Kogoś!
Świat cały nawet mógłbym przemierzyć
Dla tego mojego Kogoś.
Który do cnej się uśmiechasz miłości,
Uśmiechnij się słodko do Kogoś.
Od wszelkiej, proszę, zachowaj go złości
I oddaj mi mego Kogoś.
O hej, o ha, mego Kogoś!
O hej, o ha, mego Kogoś!
Bo czegóż bym ja… czegóż nie zrobił
Dla tego mojego Kogoś?
Alfred Tennyson
Szarża Lekkiej Brygady
W skok i w cwał, w skok i w cwał,
W skok w kurzu bitewnym,
W dolinę Śmierci oddział gna –
Sześciuset jezdnych.
„Naprzód, Lekka Brygada!
Na działa!” – rozkaz pada
I na złamanie karku gna
Sześciuset jezdnych.
„Naprzód, Lekka Brygada!”
Czy ktoś się skrzywił? Skąd!
A jednak żołnierz wiedział:
Ktoś tu popełnił błąd.
Nie wolno racji dochodzić
Ni stawiać pytań zbędnych;
Tylko słuchać i ginąć
Mogło w dolinie Śmierci
Sześciuset jezdnych.
Od prawej kanonada,
Od lewej kanonada,
Z przeciwka kanonada,
Huk, że aż ziemia drży.
Pod gradem kul i łusek
Dzielna Lekka Brygada
W dolinę Śmierci gnała
W jezdnych sześciuset.
Wtem nagich szabel błysk!
Wtem ostrej stali świst!
Na kanonierów w mig
Szaleńczą szarżą natarli.
Zastygł w podziwie świat,
Gdy w dymie, w ogniu z dział
Puściwszy konie w cwał,
Na linie wroga się wdarli.
Już rozgromieni Moskale,
Trup padał gęsto, więc kłusem
Ruszyli do odwrotu, lecz nie,
Już nie w sześciuset.
Od prawej kanonada,
Od lewej kanonada,
Od tyłu kanonada,
Huk, że aż ziemia drży.
Padały konie, ludzie
Pod gradem kul i łusek,
Ścigał ich ogień z dział
I ostrzał ciągle trwał,
Kiedy od piekła bram
Poszła ze Śmiercią w tan
Resztka z sześciuset.
Czy zgaśnie kiedy ich chwała,
Tych, których szarża zuchwała
Wbiła w zdumienie świat?
Nigdy nie stanie piewców
Szarży Lekkiej Brygady,
Co poszła na armaty
W sześciuset jeźdźców.
Rudyard Kipling
Brzemię białego człowieka
Ponieście brzemię białego człowieka,
Ślijcie kwiat swoich młodzieńców,
Nakażcie synom iść precz na wygnanie,
Niech świadczą na rzecz waszych jeńców!
Niech służą, gnąc karki, w mozole i trudzie,
Tym trwożnym i dzikim plemionom,
Tym zniewolonym, niechętnym wam ludziom –
Pół dzieciom, a pół demonom!
Ponieście brzemię białego człowieka,
W cierpliwość się uzbrójcie,
Maskujcie wszelkie przejawy paniki
I pychy popisy hamujcie.
Prostym, żołnierskim językiem
Wbijajcie im do głów po stokroć,
Że nie za własnym mają gonić zyskiem,
Na celu nie swoje mieć dobro.
Ponieście brzemię białego człowieka
Wśród wojen morderczych o pokój –
Nasyćcie wreszcie jadłem gębę Głodu,
Wygaście ogniska chorób.
A gdy będziecie blisko, coraz bliżej,
Spełnienia ich pragnień i życzeń,
Patrzcie, jak gnuśni, szaleni poganie
Nadzieje obrócą wam w niwecz.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Nie w blichtrze królewskości,
Lecz w znoju chłopów, trudzie posługaczy –
W zwyczajnej codzienności.
Te porty przed wami zawarte,
Te drogi, co wam się oparły,
Przykrójcie na kształt swoich żywych,
Naznaczcie ciałami swych zmarłych.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Wnet zwykłą nagrodę zgarniecie:
Pretensje i skargi tych uszczęśliwionych,
Nienawiść tych, których strzeżecie.
Krzyk tych, co udało się zwabić
(Jak wolno!) do światła strony:
„Czemuż nas chcecie pozbawić
Ciemności tak hołubionych?”.
Ponieście brzemię białego człowieka!
Nie ważcie się ulec małości,
A gdy wam będzie znużenie doskwierać,
Nie kryjcie go hasłem wolności!
Z tego, co po was zostanie, panowie,
Z szeptów czy krzyków waszych obcych słów,
Ten lud posępny a cichy się dowie,
Cóżeście warci wy oraz wasz Bóg.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Zakończcie dni dziecinady,
Czas wyrzec się tanich laurów
I łatwo zdobytej chwały.
Po latach bez krztyny wdzięczności
Dziś będą rozliczać was z męstwa
Zbrojni w kosztowną swą mądrość
Srodzy parowie Królestwa.
Rupert Brooke
Mówiłem, doskonale cię kocham
Mówiłem, doskonale cię kocham; tak nie jest.
Nie dla morza wśród lądów długie, rącze fale.
Na bogów, głupców – ciebie – spada zagrożenie,
Mnie owa gorzka słodycz nie nęci zaś wcale.
Miłość wzbija się z ziemi w ekstazie ku słońcu,
Miłość z nieba do piekła spada jak szatani.
Lecz są jeszcze pośrodku ludzie w mgle błądzący,
Co łakną cieniów, bliskości. Ci nie wiedzą sami,
Czy w ogóle kochają, a jeśli – to kogóż:
Damę ze starej pieśni, błaźnicę w przebraniu,
Fantomy, a może swą własną twarz w mroku,
Dla miłości Miłości? Przez samotność serca?
Rozkosz ni ból nie dla nich. Wątpią, tęsknią srodze
I nie kochają w ogóle. Z tych ja się wywodzę.
Alan Seeger
Ze śmiercią mam dziś rendez-vous
Ze Śmiercią mam dziś rendez-vous
Na jakiejś spornej barykadzie,
Gdy Wiosnę słychać w szumie drzew
I kwiat jabłoni pachnie w sadzie –
Ze Śmiercią mam dziś rendez-vous,
Gdy Wiosna dni błękitem krasi.
Może Śmierć ujmie moją dłoń,
Wprowadzi cicho w mroczny ląd,
Zamknie mi oczy, oddech zgasi –
A może ją wyminę znów.
Ze Śmiercią mam dziś rendez-vous
Na wzgórzu zrytym gradem kul,
Gdy Wiosna już okrąża świat,
Na łące kwitnie pierwszy kwiat.
Bóg wie, że lepiej się zakopać
W pachnącym puchu wśród jedwabi,
Miłość w czarownym chłonąć śnie
I puls przy pulsie, twarzą w twarz
O czułych przebudzeniach marzyć…
Lecz mam ze Śmiercią rendez-vous
Wśród miasta płonącego łun,
Gdy Wiosna już z południa mknie…
I na wiatr nie rzucałem słów:
Stawię się na to rendez-vous.