autor: Ewa Eysymontt
tytuł: Con-Cordia i inne wiersze
wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa
miejsce wydania: Warszawa
data wydania: lipiec 2021
nr wydania: I
liczba stron: 106
format: 125×200 mm
numer ISBN: 978-83-961519-6-4
ilustracje: Janusz Andrzejczak
cena: 20,00 zł
Redakcja tomu: Andrzej Appel
Korekta: Małgorzata Strękowska-Zaremba
Projekt graficzny i skład: Tunia
Redakcja serii:
Piotr Müldner-Nieckowski
Anna Nasiłowska
Małgorzata Karolina Piekarska


Kupuję!


O książce:

Bardzo poruszające wiersze. Naznaczone niepewnością, poszukiwaniem siebie, pytaniami. „O” nieskończone, ale i najzwyklejsze. W powszednim życiu. W tym osiedlu, tej kamienicy, na rogu tej uliczki, co to WTEDY I TAM. Staramy się wedle norwidowskiego motta „patrzeć prostopadle w niebo”, ale czy umiemy zobaczyć? Mieszkamy prawdziwie tu (chyba na Służewie nad Dolinką). Modlimy się, spadając co chwila z trzeszczącej gałęzi. Nieuleczalnie chorzy na wieczność, bo może tylko Bóg jakoś napisać się daje. Pakujemy to, co się dało i co się nie udało. Wszystko teraz składamy do jednej walizki. Piszę słowami tych wierszy – tak już są we mnie. Odmawiam z poetką: Bardzo czyste są / nasze winy. / Jak szkło. / Bardzo biegli są / nasi winowajcy. / Jak rtęć… Niepokojąca, zmuszająca do myślenia poezja. Powiedziałbym, metafizyczna, lecz to tak poskręcane określenie. Ale poezja na pewno z dziedzictwa Sępa-Szarzyńskiego, Karpińskiego, Lieberta. Choć po swojemu dotykająca i życia codziennego, i wieczności. Nas samych i Boga. Ta „szamotanina we krwi” nie jest bezładna. Wszystko, co zapisuje poezja Ewy Eysymontt, ma znaczenie – nie gdzieś tylko w zatrzaśniętych twierdzach kontemplacji. Każdy wiersz jest najpełniej obok nas. Gdy jak to zwykle winda nawaliła, wspinamy się po schodach, żeby otworzyć – Takie tam, wielokrotnie skrobane i malowane, drzwi do WTEDY I TAM.
Ernest Bryll

Znaczeniowym i wyobrażeniowym ośrodkiem nowych wierszy Ewy Eysymontt pozostaje serce. Z jednej strony jest to serce należące do bohatera tekstów, z drugiej odsyła ono do rzeczywistości Bożej, wskazując – niejednoznacznie, lecz jedynie przez sugestię – na osobę Chrystusa, odwołując się przy tym do ikonografii przebitego serca Zbawiciela. Rytm serca bijącego w wierszach Ewy Eysymontt jest niespokojny, dyktowany lękiem i niepokojem, znajdującym jakąś ostoję w Sercu Jezusowym. Nie mamy tu wszakże do czynienia z liryką religijną rozumianą jako proste przytaknięcie katechizmowej prawdzie. Rzeczywistość tych wierszy ewokuje atmosferę dramatyzmu, znaczonego tak doświadczeniem wewnętrznym bohatera, jak i przywoływanym w tekstach doświadczeniem historycznym. Składają się one na tragizm ludzkiej kondycji wychylonej ku nadziei, upatrywanej w Sercu Najwyższego. I ono jednak jest tu zawsze sercem krwawiącym, rozdartym raną i bolejącym – niejako wraz z człowiekiem – nad udręką stworzenia.
Zofia Zarębianka

O autorce:
Ewa Barbara Eysymontt urodziła się w Lublinie, wychowała na warszawskim Mokotowie. Poetka, redaktor, dziennikarz. Ukończyła polonistykę na UW.
Od 1969 r. drukowała wiersze w prasie i antologiach. Autorka tomików poetyckich: Cztery głosy świata (1981), Votum (2004). Odchowując dzieci, imając się różnych prac, twórcze istnienie przypominała w Tygodniach Kultury Chrześcijańskiej. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Nie zarzucając poezji, jako dziennikarz współredagowała pismo dla dzieci i młodzieży „Kumpel” przy „Powściągliwości i Pracy”, „Cienie i Światło” (dla osób niepełnosprawnych). W parafii dominikanów, w K.O. „Solidarność – Służew” oraz SM „Służew nad Dolinką” pracowała społecznie wśród zaniedbanego wtedy blokowiska, skoro tu znalazła z rodziną przystań. Współtworzyła gazetki, np. „Wiązania”, „Herold Służewa”; pisywała do „Dominika nad Dolinką”. Jako rzeczniczka prasowa w Urzędzie Dzielnicy Mokotów (1992-1999) otrzymała, bardzo dla niej cenne, medal dr. Jordana i tytuł „Przyjaciela Dzieci”.
Con-Cordia i inne wiersze, niejako powtórny książkowy debiut, łączy epoki w życiu autorki (w latach 1999-2007 powalonej przez depresję), zawsze wiernej żywiołowi poezji.


Fragmenty:

Historię odmieniam przez przypadki

Kto dziś w niebo patrzy prostopadle…
K. Norwid „Assunta”

Historię odmieniam przez przypadki
Mianownik niepodległość
Biernik wojnę
Narzędnik z narodem

Wołacz
zwołujący harujący wół
jęk i polot

Wołacz
ku niebu spojrzenie prostopadłe
i prosto padła z nieba na ziemię
odpowiedź
odkrzyk
okrągłe Jego Serca
O

czerwiec – lipiec 2020

 

Pakowanie

To co się udało
i co się nie udało
– wszystko teraz wkładam
do walizki
systematycznie
głód obok głodu
radość przy radości

I ciemne płacze pakuję
i jasność
i słów marszruty
– mocno dociskając pasy

Na wierzchu kładę kamień
żeby już wszystko to razem
scalić, spiąć, streścić.

Zacieśnić w linijkę serca

2013

Repetitio

Zbyszkowi Jakubikowi

Ciało:
Moja jemioło,
mój cieniu,
diamencie,
gdy ukryta pod skronią
w krwi obieg mi szepczesz –

zgubić ciebie nie mogę
ani też zrozumieć –
mówisz, że odejdziesz,
mówisz, że miłujesz.

Dusza:
Moje okrutne,
zdradzieckie i biedne –
mówię zawsze to samo,
tłumaczę tę zdradę:
zanim tyś powstało,
zanim ja powstałam –
już knułam odejście
i już cię kochałam.

Ciało i dusza razem:

A kiedy
płomień nas wreszcie spustoszy
– i gdy zwidzę się duszy
spopielałym jabłkiem
– i ujrzy ciało, że mnie sad unosi

wyrzucimy z zanadrza
biel chustek;
niech spłoszy
ten znak,
który sobie oddamy
ukradkiem.

 

Ulica Kowalska w Lublinie

Piotrowi Matywieckiemu

 A ja skąd? Zza rogu,
z tej pochyłej uliczki,
która całkiem straciła nadzieję.
Z drewnianych schodów
o niewygodnie wyżłobionych
przez tam-i-z-powrotem
stopniach.

Z wiecznie śmierdzącej bramy
i z bezgwiezdnego podwórza,
spośród owrzodzeń ścian,
oślinionych rur,
chrypienia rynien –
obijanego o mur krzyku
z pożyczoną piłką.

Jestem
z dopalonych po ustniki przekleństw,
nagłego jak igła lamentu kobiety
wśród nocy –
nigdy tu niezachodzącej brzydoty.

Jestem zza rogu,
z tej uliczki,
z której odchodzili,
oglądając się za siebie,
ociągając,

z kamienicy, która do końca
– do WTEDY I TAM –
wzbierała w ich struchlałych sercach
tęczą najprawdziwszego raju

 

Fakt

 Gdzie? W przedwyobrażeniu,
gołymi stopami:
osobno każdą raz-raz
ze stop-klatki.

Na stopach pieczęcie
z krwi ciężkiej,
wstęgi wielu wstecz pokoleń,
które teraz w pobliżu ciszy
śledzą trajektorię swych atomów,
pilnują porządku dziedzictwa,
hierarchii i chronologii krwi,
pilnują
szybko schnącej w upale i kurzu
narracji pradziadów.

Szedł więc dalej.
Wędrował wąskim wątkiem Męki
z przedwyobrażenia w powyobrażenie.
W opowieść,
w myśl o tym, co się już stało.

W bosy,
na pokrwawionych stopach,
fakt

2013